|
FROM IMPROVISING EARLY POLISH JAZZ SERIES PIANO PLAYERS
1.
DAMASK 5:25 (S.
Phillips). Muza 2833 a (mx 4527, A-31), also Muza N 0010, Pronit N 0010,
Veriton V-204. Recorded in the studios of Radio Cracow, December 12, 1955.
Andrzej Kurylewicz Organ Sextet: A. Kurylewicz - org, harpsichord, p;
Lesław Lic - cl; Zbigniew Gadomski g; Ryszard Garbień b;
Juliusz Mysiński dr 2.
SŁOŃCE O PÓŁNOCY (MIDNIGHT SUN) 2:10 (L Hampton). Muza 2833 b (mx
4529, A-32). Recorded in the studios of Radio Cracow, December 20, 1955. Andrzej
Kurylewicz Organ Sextet: A. Kurylewicz p, Lesław Lic - org, Stanisław Drążek
Kalwiński - accordion, Ryszard Garbień b, Juliusz Mysiński
dr 3.
ST. LOUIS BLUES 4:00
(W. C. Handy). Muza 3154 b (mx
5015, W-226), also Muza L 0133, Pronit L 0133. Recorded in the studios of Radio Cracow,
May 14, 1956. Lesław Lic Jazz Ensemble: L. Lic cl, Jan Sa-lamon
tp, Maksymilian Grobosz tb, Zbigniew Gadomski - bj, Eugeniusz Kania -
tb, Feliks Kotarba - dr 4.
MUSKRAT RAMBLE 3:10 (E.
Ory). Muza (mx 4860, W-267), also Muza L 0133, Pronit L 0133. Recorded in Warsaw Philharmonic
Hali, March 20, 1956. Jerzy Herman Jazz Band: J. Herman - p, Jan
Brągiel tp, Władysław Kowalczyk cl, Jerzy Kowalski tb,
Zenon Woźniak b, Władysław Jagiełło - dr 5.
LULLABY OF BIRDLAND 3:30 (G. Shearing). Muza 3027 b (mx 4867). Recorded in Warsaw Philharmonic Hali, March 20, 1956. Jerzy
Herman Jazz Ensemble: same as track 4, except Kowalczyk - ts, Kowalski out. 1.
ALEXANDERS RAGTIME BAND 2:10 (l. Berlin). Muza
2638 b (mx 3773, W-63). Recorded in Warsaw Transit Authority Hali, January 29, 1955. Waldemar
Maciszewski (Valdi) - p, uniden-tified rhythm section 2.
THE FIVES BOOGIE 2:08
(H. J. Thomas). Muza N 0036 b (mx 5815, A-79), also Pronit N 0036, Veriton
V-0214. Recorded in Warsaw Philharmonic Hali, March 22, 1957. Tadeusz
Prejzner - p,
Zenon Woźniak - b, Mirosław Ufnalewski - dr 3.
TENDERLY 3:42
(Lawrence). Muza N 0038 a (mx 5835, A-77). Recorded in Warsaw Philharmonic
Hali, March 29, 1957. Jerzy
Herman - p, Zenon
Woźniak - b, Mirosław Ufnalewski dr 4.
LULLABY OF BIRDLAND* 2:40 (G. Shearing). Never released on records. Edward
Gwidon Widelski - piano solo 5.
HOW HIGH THE MOON** 7:10 (Hamiiton, Lewis). Never released on records, Recorded in the
studios of Radio Cracow, 1952. Krzysztof
Komeda Trzciński ~ p, Witold Kujawski - b, Witold Dentox Sobociński - dr 6.
YESTERDAYS (Kern,
Harbach). Muza 5364 a (mx
5364, W-224), also Muza L. 0084. Live recording at the 1-st Polish Jazz Festival in Sopot, August 6,
1956.Andrzej Kurylewicz - p, Ryszard Garbień - b, Ryszard
Szumlicz dr ·
From the Andrzej
Zarębski collection ** From the Jerzy Duduś Matuszkiewicz
collection Na płycie tej czwartej w
serii ,,Archiwum polskiego jazzu znalazły się dwa z wymienionych
nagrań. Ale oczywistą sprawą jest, że nie w nagraniu
tych, raczej dyskusyjnych utworów, należy szukać
zasług Kurylewicza; jego rolę w historii polskiego jazzu
określiły lata następne. Natomiast niewątpliwym sukcesem
było pojawienie się Sekstetu Organowego Kurylewicza jako
kolejnego, po zespole Józefa Mazurkiewicza, zespołu jazzowego na
radiowej antenie. Radio bowiem w tamtych lotach panicznie bało się
czystego jazzu, traktowało go jako formę muzyki tanecznej,
wykonywanej w małych zespołach. Pod tym względem Kurylewicz
był pionierem. Trudno jednak przemilczeć fakt, że zaledwie dwa
lata po realizacji, nagrania Sekstetu Organowego stały się
pozycjami archiwalnymi, choć teraz słuchając ich na nowo nie
sposób oprzeć się wrażeniu, że
odmłodniały. Z pewnością nie są to szczytowe
osiągnięcia Kuryiewicza i towarzyszących mu muzyków,
ale - jak pisał recenzent ,,zespół składa się z
dobrych, ze sobą zgranych i zestrojonych instrumentalistów,
wykonawstwo jest płynne i swobodne.... Na płycie tej zamieszczono
dłuższą, później opublikowaną na 45-ce,
wersję Damasku. Słuchając jej zapewne nie zwrócili
państwo uwagi, że Kurylewicz i Lic grają jednocześnie na
trzech instrumentach. Cóż, dziś jesteśmy przyzwyczajeni
do dużo bardziej skomplikowanych tricków technicznych, ale
proszę mi wierzyć dwadzieścia lat temu była to
szokująca nowość! Kilka dni później Sekstet
Organowy w nieco innym składzie nagrał ,,Słońce o
północy Hamptona. M. in. słyszymy tu grającego na
akordeonie, późniejszego polskiego saksofonistę altowego nr
1 - Stanisława Drążka Kalwińskiego. W tym samym czasie
kiedy powstały te nagrania, a więc w grudniu 1955 roku, Andrzej
Kurylewicz w wywiadzie udzielonym tygodnikowi ,,Radio i świat
stwierdził, że najbardziej lubi grać... dixieland i be-bop
(sic!). Utwór trzeci z tej strony płyty to ciężka,
bardzo amatorska wersja kompozycji W.C. Handyego ,tSt. Louis
Blues. Kierownik tego zespołu, klarnecista Lesław Lic,
którego słyszeliśmy grającego z Sekstetem Organowym, w
tamtych latach był dość czynnym muzykiem jazzowym. Dziś
wrócił do muzyki, z której wyrósł i sukcesy
odnosi jako symfonik. Ale z jazzem zupełnie nie zerwał i czasami
publikuje na łamach miesięcznika ,,Jazz. Że nagranie to jest
nieporadne? - Zgoda, ale również i taki był wtedy polski
jazz... Ostatnie dwa utwory z pierwszej strony płyty nagrał
zespół złożony z muzyków warszawskich, podobnie
jak większość ówczesnych polskich zespołów
jazzowych, nie posiadający skrystalizowanego oblicza stylistycznego, a
więc grający zarówno jazz tradycyjny, jak nowoczesny,
Zespołem tym, złożonym z muzyków zawodowych,
zresztą specjalnie zorganizowanym w celu dokonania nagrań
płytowych, była grupa pianisty Jerzego Hermana, o którym
wspomniałem omawiając zespół Jana Walaska. W serii
,,Jazz improwizowany zespół Hermana nagrał wiele
utworów, stopniowo coraz bardziej odchodząc od jazzu, a jak
było do przewidzenia, zbliżając się do muzyki tanecznej.
Wybierając spośród utworów jazzowych, na płycie
zamieszczono dwa: tradycyjny ..Muskrat Rombie oraz nowoczesny Lullaby Of
Birdland. W zespole Jerzego Hermana spotykamy dobrych znajomych:
Władysława Kowalczyka, który w składzie tradycyjnym
grał na klarnecie, zaś nowoczesnym na saksofonie tenorowym,
kontrabasistę Zenona Woźniaka chyba najbardziej aktywnego
instrumentalistę w historii polskiej muzyki rozrywkowej, Jana
Brągiela najpopularniejszego trębacza lat 50-tych oraz
startujących na jazzowej scenie: młodego, stylowo grającgo
puzonistę Jerzego Kowalskiego i dzisiejszego wirtuoza perkusji
Władysława Jagiełłę. Jest sprawą oczywistą,
że cały polski jazz nie posiada większych tradycji
przedwojennych, zaś przedstawiciele tzw. drugiego pokolenia naszych
muzyków jazzowych, a więc ci wszyscy, którzy w latach
50-tych mieli coś do powiedzenia w jazzie, byli dużo bliżsi
jazzowemu oryginałowi, niż poprzedzający ich imitatorzy stylu
swing. Tym ostatnim jeśli nie nic, to bardzo mało było wiadomo
o historii i teraźniejszości jazzu, i w miarę upływu
czasu przepaść między jazzem i lansowaną przez nich
muzyką taneczną powiększyła się do tego stopnia,
że większość z nich musiała uznać się za
pokonanych i przejść na pozycje muzyki rozrywkowej. Tylko niewielu
muzyków rozrywkowych posiadało głębsze zainteresowania
jazzowe. Podobno pierwszym Polakiem, którego można uznać za
autentycznego jazzmana, był pianista Stefan Buchholz, Ci, którzy
go znali osobiście twierdzą, że on pierwszy wiedział,
gdzie przebiega granica pomiędzy jazzem a muzyką rozrywkową.
Niestety, Stefan Buchholz zginął podczas okupacji, rozstrzelany
przez hitlerowców za działalność konspiracyjną,
nie pozostawiając po sobie żadnych nagrań. Właśnie
dwadzieścia minut muzyki drugiej strony płyty jest potwierdzeniem
tezy, że choć tradycje naszej pianistyki jazzowej wywodzą się
z okresu wcześniejszego, są bardzo młode i liczą sobie
niespełna dwadzieścia pięć lat. W przeciwieństwie do
płyt poprzednich, ta strona nie została zredagowana
chronologicznie: o kolejności utworów nie decydowały daty
nagrań (choć to również miało pewne znaczenie),
lecz ranga pianisty to, co wniósł do historii polskiego jazzu i
jakie zajął w nim miejsce. 2 tym, że nagranie
znajdujące się na pozycji ostatniej wcale nie jest najgorsze,
zaś na pierwszej - najlepsze. Podkreślam jednak, że
chodziło mi o pianistów-solistów działających w
latach poprzedzających l Festiwal Jazzowy w Sopocie, najdalej do 1957
roku. Pierwszą
grupę stanowią pianiści,
których nagrania posiadają znaczenie
raczej historyczne. Jednym z bardziej
znanych polskich pianistów jazzowych, w latach 1947-1949
związanym z grupą muzyków tworzących pierwszy jazz-ciub
przy warszawskiej YMCA, był Waldemar Maciszewski. Muzyk ten
prowadził ,,podwójne życie artystyczne: był uczniem
profesora Zbigniewa Drzewieckiego, w 1948 r. uzyskał dyplom z najwyższym
odznaczeniem w PWSM w Krakowie, w tym samym roku został laureatem
Konkursu im. Beli Bartoka w Budapeszcie zdobywając IV miejsce, w roku
następnym uzyskał III nagrodę podczas Międzynarodowego
Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie, zaś w 1950
otrzymał Ml nagrodę na konkursie im. Jana Sebastiana Bacha w
Lipsku. Natomiast w kręgach muzyków jazzowych i rozrywkowych
Maciszewski był znany pod pseudonimem ,,Waldemar Valdi, pod
którym brał udział w pierwszych po wojnie publicznych
imprezach jazzowych: ,,Jam Session (1947), ,,Od ragtimeu do jitterburga
(1948), ,,Studio 49 (1949). Niestety, żadne nagranie Maciszewskiego z
tego okresu się nie zachowało, chociaż dwa utwory w jego
wykonaniu zostały utrwalone na tzw. decalitach. Natknąłem
się na nie przypadkowo, zbierając materiał do niniejszej antologii.
Otóż w starych protokołach nagrań w Poilskich Nagraniach
jest zaznaczone, że 19 stycznia 1949 roku, na decelicie nr 512, Waldemar
Maciszewski nagrał dwa utwory: Boogie-woogie oraz ,,Swing. Natomiast
pierwsze znane nagranie Maciszewskiego jako pianisty jazzującego jest
zarazem jego nagraniem ostatnim: zostało dokonane w dniu jego tragicznej
śmierci pod kołami pociągu, 29 stycznia 1955 roku. Jest to
parafraza popularnego utworu lrvinga Berlina ,,Alexanders Ragtime Band.
Kolejnym muzykiem, którego nagrania pianistyczne zresztą
nieliczne stanowią dziś dla polskiego jazzu wartość
jedynie historyczną, jest Tadeusz Prejzner. Ten znany i ceniony
twórca muzyki rozrywkowej, autor wiellu cieszących się
dużym powodzeniem przebojów, w połowie lat 50-tych, obok
Stefana Rembowskiego, Wojciecha Piętowskiego i Alana Guzińskiego
zaliczał się do grona kompozytorskich debiutantów, w
których pokładano wielkie nadzieje. Jak większość
ówczesnych młodych twórców muzyki rozrywkowej,
Prejzner często sięgał do jazzu. Wprawdzie jako pianista
jazzowy nigdy nie osiągnął większych sukcesów to
zresztą chyba nigdy nie było jego celem ale w serii ,,Jazz
improwizowany nagrał dwa utwory ,,Hootie Blues Jay McShanna oraz ,,The
Fives Boogie Thomasa. Chyba najczęściej spotykanym nazwiskiem na
płytach serii ,,Jazz improwizowany, było nazwisko Jerzego Hermana:
zdolnego i co ważniejsze pracowitego pianisty, aranżera i
kompozytora. Właściwie Jerzy Herman był samoukiem: pierwsze
lekcje jazzu pobierał po wojnie w jazz-clubie warszawskiej YMCA,
zaś rutynę zdobył grając jako muzyk rozrywkowy w
lokalach. Po roku 1956 Jerzy Herman skompletował własny
zespół i rozpoczął działalność koncertową
oraz dokonał wielu nagrań płytowych. Kilka utworów w
wykonaniu zespołów Jerzego Hermana znajduje się-na
poprzedniej stronie tej płyty. Niestety, nie ustalony skład
personalny i instrumentalny oraz trzymanie się jakże popularnej
wówczas zasady: ,,gramy wszystko, ujemnie zaważyły na
randze tego zespołu, w którym dominujqcq rolę
spełniał właśnie Herman: on nadawał styl i charakter.
Szorstkość i niepokój be-bopu posiadają w jego
wykonaniu jakąś kanciastość, brutalność,
wyczuwalną w ostrym i nerwowym uderzeniu w klawisze instrumentu.
Natomiast największą wadą następnego w szeregu wczesnych
polskich pianistów jazzowych była zawsze... skromność!
Ten dziś niemal zupełnie zapomniany, skryty, nie narzucający
się pianista o wyraźnych skłonnościach do jazzu
nowoczesnego, już pod koniec lat 50-tych zaliczał się do grupy
,,muszkieterów polskiej pianistyki jazzowej, tworzonej przez
Komedę, Trzaskowskiego i właśnie jego Edwarda ,,Gwidona
Widelskiego. Mimo swych modernistycznych skłonności ,,Gwidon
większe szczęście miał do jazzu tradycyjnego: grał w
dixielandowym zespole Pirio-kio, potem ,.Melomanach i ..Traditional Jazz
Makers Matuszkiewicza. Zawsze był związany z warszawskim
Hot-Clubem ,,Hybrydy, który traktował jak swój drugi dom,
i wraz z jego końcem po prostu zniknął z jazzowej sceny.
Jako muzyk rozrywkowy występował w Skandynawii, po kilku latach
kupił sobie organy, wrócił do kraju i dziś czasem
można go usłyszeć taperującego w kawiarni ,,Grand
Hotelu, w Warszawie. Do tej pory Widelski nie nagrał żadnej
płyty, zaś to nagranie pochodzi z moich prywatnych zbiorów. O randze i roli Krzysztofa
Komedy powiedziano i napisano tyle, że każde zdanie więcej
jest powtarzaniem słów ju£ kiedyś wypowiedzianych.
Również twórczość tego, przedwcześnie
zmarłego, jednego z najwybitniejszych muzyków w historii
polskiego jazzu i kompozytora muzyki filmowe] o międzynarodowej
sławie jest dość dobrze znana. Ale podobnie jak będzie
trzeba zmienić dyskografię ,,Melomanów wzbogacając
ją o niedawno odnalezione nagrania z lat 1952-1954, które
znalazły się na drugiej płycie ,,Archiwum..., tak też
dyskografia Komedy wzbogaciła się o dwa dotychczas jego
najwcześniejsze nagrania: ,(Karawanę nagraną wspólnie
z ,,Melomanami w 1954 roku oraz pochodzącą z tego samego roku,
ponad 7-minutowq improwizację na temat ,,How High the Moon,
nagraną z towarzyszeniem sekcji rytmicznej. Jestem przekonany, że o
sensacyjności tego odkrycia nikogo przekonywać nie trzeba. Wśród
znajdujących się na tej płycie nagrań wczesnych polskich
pianistów jazzowych zabrakło nazwiska Andrzeja Trzaskowskiego.
Wprawdzie na innych płytach ,,Archiwum. .. muzyka tego słyszymy
dość często, jako pianistę zespołu
,,Melomanów, ale to nie to samo, co nagrania solistyczne. Podobno w
tamtych latach Trzaskowski grywał już solo, lecz na takie nagranie
nigdzie się nie natknąłem. Natomiast znane i cenione są
jego nagrania solistyczne z okresu późniejszego, ale przekracza
to ramy niniejszej antologii. Strona płyty
zatytułowana Wcześni polscy pianiści jazzowi, jak też
całość pierwszej, czteropłytowej edycji ,,Archiwum
polskiego jazzu, kończy się jednym z piękniejszych solowych
nagrań pianistycznych tego okresu - Yesterdays w wykonaniu Andrzeja
Kurylewicza, z akompaniamentem sekcji rytmicznej. Dziś Andrzej
Kurylewicz znajduje się poza głównym nurtem naszego jazzu,
gra muzykę bardzo osobistą, nie poddającą się
jakiemuś zaszufladkowoniu. Ale jego ,,Yesterdays z przed lat
dwudziestu, nagrane podczas l Festiwalu Jazzowego w Sopocie, jakby
zamykało jeden, zaś rozpoczynało drugi, mniej intuicyjny, za
to bardziej świadomy okres w historii polskiej muzyki jazzowej. Andrzej Zarąbsky |